Pobudka u przyjaciół, szybkie zakupy i ruszamy na plażę. Jest około 30 stopni, ale słoneczko już zaszło Shawn zabrał na nas wycieczkę po swoim rodzinnym mieście, ale najpierw obowiązkowo kąpiel w morzu. Zadziwiający był fakt, że na plażę można wjechać samochodem!!! Wszyscy parkują blisko wody i często w okolicach samochodów robią sobie pikniki. Następnie pojechaliśmy na plażę, na której w głąb morza wychodzi długie molo- jak stwierdziła druhna Iwona: polski Sopot. Shawn chciał nam również pokazać Adelajdę nocą, więc zabrał nad do City, gdzie z okazji piątki u nadchodzącego weekendu ulice, puby i kawiarnie były pełne młodych ludzi i turystów. Spotkaliśmy również mnóstwo Polaków, którzy rozpoznawali nas po czerwonych koszulkach z białym orłem. W drodze powrotnej Shawn zrobił nam niespodziankę i pojechaliśmy na taras widokowy wznoszący się na pobliskim wzgórzu. Adelajda nocą z takiej wysokości wyglądała ślicznie. Wracając do domu naszych przyjaciół zrobiliśmy z naszego campera „wesoły autobus”, śpiewając polskie piosenki. Nasz śmiech rozbrzmiewał na całe miasto
Naszym przyjaciołom wręczyliśmy pamiątkowy folder naszej wyprawy z podziękowaniami za pomoc. Jeszcze raz chcieliśmy podziękować pani Beacie, Paulinie i Shawnowi za mile spędzony czas. Mamy nadzieję, że spotkamy się wkrótce… tym razem w Polsce.
Jutro raniutko pobudka i ruszamy do Ayers Rock – święta Góra Aborygenów ULURU. Przed nami ponad 1500 km przez środek Australii w ponad 30 stopniowym upale.